Norwegia, jak każdy kraj, ma swoje wady i mroczne momenty. Widoczne szczególnie, kiedy jest się imigrantem. W ogóle przecież ten, kto dłużej mieszkał na „obczyźnie”, wie, że życie w nowym kraju zaskakuje i nie raz bywa sporym wyzwaniem. Sama się czasem o tym przekonuję. I zapewniam, mało jest rzeczy przyjemniejszych niż, razem z bratnimi wśród norweskich Polaków duszami, zasiądnięcie nad kieliszkiem wina (lub soku porzeczkowego;)) i rozkładanie na czynniki pierwsze zawiłości emigracyjnej egzystencji.

Co nie zmienia faktu, że ja Norwegię po prostu lubię.
I piszę to ku inspiracji, bo jako nauczyciel widzę, o ile łatwiej jest uczyć się języka i planować karierę w kraju, który choć trochę kojarzy nam się pozytywnie. Bo to pomaga na motywację. Bo wtedy nauka jest po prostu przyjemniejsza. Bo w chwilach zwątpienia i zniechęcenia łatwiej ponowne zabieranie się do tematu zacząć od tego kawałka kultury i rzeczywistości w danym kraju, który jest oswojony i kojarzy się z czymś dobrym.

Stąd moja lista. A nuż kogoś zainspiruje i będzie wsparciem.

Za co lubię Norwegię?

1. Za naturę.

Na południu, północy, zachodzie. Za widoki jak z pocztówek i za to, że nawet niedaleko od domu mogę sobie z tymi widokami poobcować. Możliwości konktaktu z przyrodą są miliony. Jeżeli samemu nie ma się pomysłu, jak zacząć, można zacząć od DNT. Po Lofotach po polsku oprowadza z kolei Gazela w Laponii a liczne inspiracje do wycieczek po kraju można czerpać z Facebookowej strony „Powsinogi w Norwegii„.

2. Za pogodę.

Upałów, wiadomo, mniej niż w Polsce, a ja zimnolubna jestem. (Ale rodzinę we Wrocławiu przestałam już denerwować zdjęciami z letnią prognozą pogody z samymi dwójkami z przodu, ile można ich dręczyć).
Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że tym na zachodzie jest mniej wesoło. Jeżeli jednak masz dosyć rozkminiania różnicy między høljeregn a duskregn, zapraszam do Oslo. Tu władze w kwestii deszczu zajmują się jedynie tym, żeby w magazynach było więcej wody i żeby znowu nie trzeba było zakazywać podlewania trawników.

3. Za relacje szef-pracownik.

Szefowie, wiadomo, są różni, ale w wielu miejscach da się żyć. Pytają o zdanie, dbają o to, żeby pracowało się dobrze. W sumie to nawet im trochę współczuję. Nie zapomnę też mojego wzruszenia, kiedy w jednej z norweskich szkół w okolicach Oslo, prawie pierwszą rzeczą, o którą zapytała mnie szefowa po zatrudnieniu mnie, było…. czy potrzebuję jakichś udogodnień w pracy w związku z moim „sokolim” wzrokiem.

A z ciekawostek, już w latach 20. ubiegłego wieku dyrektor fabryki czekolady Freia (zrobię im reklamę, należy im się!) wymyślił, że pracownikom przydałaby się nie tylko stółówka ale i możliwość obcowania ze sztuką w przerwach od pracy. Dlatego zaprosił Muncha (tak, TEGO Muncha!) do namalowania obrazów, które umieszczono w sali dostępnej dla robotników. Więcej o tym tutaj.

4. Za Kardemomme by.

I nawet nie tyle bajkę dla dzieci, którą zna cała Norwegia (chociaż książeczka świetnie się nada, jeżeli uczysz się języka i chcesz zacząć czytać po norwesku), ile za fenomen Kardemomme by w norweskiej kulturze. To stąd właśnie pochodzi święta zasada „man skal ikke plage andre, man skal være grei og snill, og for øvrig kan man gjøre hva man vil„, której echa wyraźnie dostrzegam w norweskim społeczeństwie.

Co w praktyce przekłada się między innymi na to, że wielu rzeczy nie muszę. Malować się idąc do sklepu (ani gdziekolwiek indziej), zakładać rodziny czy robić kariery. I na to, że w wielu sytuacjach jakoś mniejszym problemem jest Twój wygląd, poglądy czy orientacja seksualna.

5. Za egalitaryzm.

I znowu, wiadomo – są równi i równiejsi. Ale i tak. Ejdźizmu jest tu jakby mniej w obie strony (i w stosunku do młodych kobiet i w stosunku do Seniorów). Do nauczycieli i profesorów mówi się tu na „ty”, co uwielbiam. Choć lasy dookoła Oslo należą tak naprawdę do jakichś wściekle bogatych ludzi, rozbić namiot może w nich każdy. A w urzędach wiedzą, że tak naprawdę to podatnik jest pracodawcą, więc traktują po ludzku…

6. Za edukację.

Tak, wiem, norweskie szkoły nie wszystkim się podobają, Czarno-białe nie jest nic i system ma swoje wady. Chociaż ja i tak widzę w nim liczne zalety. Choćby dlatego, że dzieci w placówkach edukacyjnych czują się dobrze i że ich prawo do środowiska szkolnego, które jest dobre dla zdrowia i dobrego samopoczucia, jest zapisane w rozdziale 9A ustawy o szkolnictwie. I że w szkoły się inwestuje i kształcenie młodzieży (i nie tylko) traktuje poważnie.

Ja sama mam do czynienia z edukacją wyższą i, jeżeli zdrowie pozwoli, zamierzam mieć jeszcze długo. Studiowanie w Norwegii polecam po prostu gorąco i to nie prawda, że poziom niski i że nic się po tym nie umie. Ok, mniej wkuwania jest na pewno, mniej faktów i udowadniania na pierwszych zajęciach, że „co państwo tu robią, skoro państwo nic nie wiedzą”. Za to jest sporo nakierowania na praktykę (także na przedmiotach teoretycznych), samodzielności, często możliwości skupienia się na tych aspektach zagadnienia, które nas interesują, oraz współpracy z innymi. Do tego wiele przedmiotów studiować można „na pół etatu”, co w wielu przypadkach spokojnie da się pogodzić z pracą zawodową.

7. Za wzajemne zaufanie. 

Miejsc, w których nie zamyka się drzwi do mieszkania i zostawia niezapięte rowery, jest co prawda coraz mniej (w Oslo nie polecam szczególnie tego ostatniego). Ale gdzieniegdzie można jeszcze spotkać takie obrazki jak jabłka w skrzynce przy drodze, za które opłatę uiszcza się do puszeczki stojącej obok, górskie schroniska, gdzie należność za nocleg i zużyte produkty oblicza się samemu i zostawia w przeznaczonych do tego miejscach czy zagubione w centrum miasta kosztowne przedmioty, które trafiają później do właściciela. Nie mówiąc o zaufaniu urzędów do petentów, pracodawców do pracowników czy w ogóle ludzi do swojego własnego państwa.

Dwójka naukowców (po nazwiskach raczej nie amerykańskich, ale kto ich tam wie, artykuł w linku o TU) doszła niedawno do wniosku, że to skandynawskie społeczne zaufanie ludzi do siebie wcale nie wynika z dobrobytu i przyjaznego ludziom państwa, lecz odwrotnie: że to budowa państwa opiekuńczego była możliwa dzięki temu, że ludzie ufają sobie nawzajem.

8. I wreszcie za otwartość w sprawie zdrowia psychicznego.

Że od szkoły poczynając a na publicznej telewizji kończąc, powtarza się, że zdrowie psychiczne to też zdrowie. I że nie tylko się gada, ale i wdraża rządowe programy mające pomóc osobom zmagającym się z problemami psychologicznymi, organizuje akcje społeczne promujące dbanie o siebie i generalnie jakoś bardziej do tematu podchodzi na poważnie. Tu i ówdzie ktoś przegnie, potem się debatuje, czy programy takie jak „Jeg mot meg” czy „Helene sjekker inn” są etyczne i czy media powinny. Ale temat jest na tapecie, i dobrze, bo dzięki temu może kilka osób więcej będzie miało odwagę poprosić o pomoc.

A Ty za co lubisz Norwegię?

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0